Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Wiadomości

Nawigacja okruszkowa Nawigacja okruszkowa

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Po tak wielkich poprzednikach trzeba się mocno starać. Rozmowa z dr. hab. Krzysztofem Stopką, prof. UJ, dyrektorem Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego

Panie Profesorze, na samym początku chciałabym porozmawiać o Pana biografii naukowej. Jak to się stało, że został Pan historykiem?

Historią zainteresowałem się już w dzieciństwie, a impulsem była lektura trylogii Henryka Sienkiewicza. Przeczytałem ją dość wcześnie. Mieszkałem w Częstochowie, co nie było bez wpływu na wyobraźnię małego chłopca. Miejsca takie jak klasztor ojców paulinów na Jasnej Górze, gdzie działy się wypadki opisane w „Potopie", urealniały przeszłość XVII-wiecznej Polski. Poza tym, moi dziadkowie byli pasjonatami tej książki. Dziadek Józef, który był góralem ze Szlembarku, gdy w 1939 roku Niemcy wkroczyli do jego wioski, próbował ocalić księgozbiór miejscowej szkółki. Ratując go, w pierwszej kolejności wyniósł z niej właśnie trylogię. Ta książka była dla mnie i moich bliskich zawsze przedmiotem szczególnego kultu. A wracając do historii – niezmienne zainteresowanie tym przedmiotem przetrwało okres szkoły podstawowej i średniej, więc wybór studiów historycznych wydawał mi się oczywisty. I tak w 1977 roku trafiłem do Instytutu Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego, z którego na dobrą sprawę nie wyszedłem do dnia dzisiejszego.

A kiedy pojawiły się konkretne zainteresowania naukowe?

Od czasów szkoły średniej byłem zafascynowany średniowieczem bizantyńskim, pisałem nawet listy do wybitnej badaczki tych zagadnień, profesor Haliny Evert-Kappesowej. Stąd jasne było dla mnie, że chcę uczęszczać na seminarium mediewistyczne. Profesor Jerzy Wyrozumski, który je prowadził, zaproponował mi, abym zajął się jeszcze bardziej wschodnim niż bizantyński Kościołem chrześcijańskim – ormiańskim.

Rozumiem, że to był początek Pana niekończącej się przygody z Ormianami.

Tak. Moja praca magisterska dotyczyła osadnictwa ormiańskiego w Polsce średniowiecznej. Z pasją zabrałem się za ten temat. Udało mi się, jeszcze jako studentowi, wyjechać w zupełnie wariacki sposób do Rzymu, aby zbierać materiały do pracy. Najpierw zamieszkałem tuż przy Watykanie, w domu dla pielgrzymów polskich prowadzonym przez siostry antonianki. Potem dostałem się do Pontificio Collegio Ucraino, czyli seminarium dla kleryków obrządku greckokatolickiego. Dzięki pomocy jego rektora, ojca Sofrona Mudryja, późniejszego biskupa w Stanisławowie, mogłem zagłębić się w interesujące mnie dokumenty i książki w bibliotece Pontificio Collegio Orientale. U grekokatolików miałem swój pokój, stołowałem się razem z klerykami, ze swoich okien na wzgórzu Gianicolo widziałem Rzym w całej krasie, była to wiosna i wczesne lato 1980 roku, i nic więcej nie potrzebowałem do życia. Cały czas spędzałem w bibliotece w dziale „Armenia", więc kwerenda była owocna. To wszystko sprawiło, że bardzo spodobała się mi praca naukowa.

Jak długo przebywał Pan we Włoszech?

Do Italii wjechałem z wizą turystyczną, miesięczną i nieprzedłużalną. Wbito mi w paszport pieczątkę improrogabile. Powiedziano, że jak nie wrócę w wyznaczonym czasie, to nie wpuszczą mnie już więcej do Włoch! Ale dzięki wielkiej pomocy poznanych na miejscu osób, w typowy dla tutejszych obyczajów sposób, na mojej wizie pojawiła się nowa pieczątka: prorogato. We Włoszech byłem trzy miesiące. Potem jeszcze kilkakrotnie przyjeżdżałem do Rzymu już jako pracownik naukowy, korzystając ze stypendiów Fundacji Lanckorońskich. Miałem zaszczyt poznać profesor Karolinę Lanckorońską. Wielokrotnie bywałem w jej rzymskim mieszkaniu.

Jak dalej potoczyła się Pana kariera naukowa?

Później zajmowałem się jeszcze dziejami oświaty, choć nadal z naciskiem na średniowiecze. Temat mojego doktoratu to szkoły katedralne w średniowiecznej Polsce. Gdy go obroniłem, znów zapragnąłem wrócić do mojej Armenii i do pierwotnych zainteresowań. W rozprawie habilitacyjnej – „Armenia christiana: unionistyczna polityka Konstantynopola i Rzymu a tożsamość chrześcijaństwa ormiańskiego" – opisałem jak kształtowało się chrześcijaństwo ormiańskie w swoim centrum, to jest w samej Armenii, od starożytności aż po średniowiecze, w czasach gdy była ona albo niezależnym królestwem, albo też podlegała różnym imperiom orientalnym. Zarówno doktorat, jak i habilitacja zostały opublikowane przez Polską Akademię Umiejętności. Przed jubileuszem 600-lecia Odnowienia Uniwersytetu w roku 2000 zrodziła się inicjatywa, aby stworzyć popularny zarys jego historii. I tak powstały „Dzieje Uniwersytetu Jagiellońskiego", przy których współpracowałem z profesorami Andrzejem Banachem i Julianem Dybcem. Napisałem część związaną z najdawniejszymi czasami, od powstania Studium Generale do Komisji Edukacji Narodowej włącznie. W historii naszej Almae Matris interesowały mnie zwłaszcza jagiellońskie początki, bo jestem zwolennikiem tezy, że naszym najbardziej troskliwym założycielem był król Władysław Jagiełło. Reasumując, historia szkolnictwa z naciskiem na dzieje Uniwersytetu Jagiellońskiego i Ormianie polscy to moje dwa pola badawcze.

Jak doszło do tego, że w 2004 roku został Pan dyrektorem Archiwum Uniwersytetu Jagiellońskiego?

To jeden z kolegów zaczął mnie namawiać, abym startował w konkursie na dyrektora Archiwum UJ. Początkowo byłem dość sceptyczny, bo nie miałem żadnego doświadczenia w kierowaniu zespołem ludzkim, ale przezwyciężono we mnie te wątpliwości i w ten sposób zostałem archiwariuszem uniwersyteckim, bo taki tytuł historyczny przysługuje temu stanowisku. Praca w archiwum wniosła w moje życie zawodowe nowe wyzwania. Wpadliśmy na pomysł, aby utworzyć ośrodek dokumentujący bieżące życie uniwersytetu, ale nie tylko poprzez klasyczny, „niemy" dokument papierowy, lecz na taśmie filmowej, w ruchu i w dźwięku. Taka była geneza Oddziału Audiowizualnego Archiwum UJ. Dziś realizuje on ponadto wspaniały projekt wywoływania wspomnień o uniwersytecie, poprzez nagrywanie wywiadów z jego seniorami. Zacząłem się również zajmować działalnością wystawienniczą. W moim przekonaniu wystawy to bardzo ważny czynnik współtworzący poczucie wspólnoty uniwersytetu i rzecz jasna, promujący go. W 2005 roku zorganizowaliśmy na przykład wielką wystawę o dobrodziejach i roli ich darów w życiu uczelni. Z tej okazji został wydany katalog „Wdzięczność ma długą pamięć".

Bardzo wdzięczny tytuł.

Ten tytuł to swoista polemika z poglądem Benjamina Constanta de Rebecque, oświeceniowego pisarza, który uważał, że: „wdzięczność ma krótką pamięć". Przygotowując wystawę doszedłem do wniosku, że bywa czasami odwrotnie. Na wystawie zamieściliśmy wykaz dobrodziejów Uniwersytetu, aż do czasów współczesnych, imponujący, jeśli chodzi o długość, a niektórzy z nich to absolwenci naszej Almae Matris. Oni pamiętali o niej przez całe życie, a więc i nasza wdzięczność wobec nich powinna mieć długą pamięć. Wiele z kolejnych wystaw Archiwum organizowało razem z Muzeum UJ. Dobra wystawa nie może powstać tylko z samych papierów. Dopiero papier plus artefakt może stworzyć jakąś ciekawą wizualizację.

W działalności Archiwum UJ w ostatnim okresie szczególne miejsce zajmuje wystawa "Do piekła Sachsenhausen. Los krakowskich uczonych na początku II wojny światowej".

Dużym wyzwaniem dla nas było stworzenie wspólnej wystawy z Stiftung Brandenburgische Gedenkstätten, instytucją zajmującą się miejscami pamięci na terenie landu Brandenburgia. Z tamtej strony zwrócono się do Uniwersytetu z pomysłem urządzenia wielkiej wystawy w Sachsenhausen na temat losów inteligencji polskiej i czeskiej w pierwszych latach II wojny światowej. W 2009 otworzyliśmy ekspozycję na terenie byłego obozu. Obejrzało ją ponad 200 tysięcy ludzi, w tym prezydenci obu państw. W 2010 roku część krakowską przywieźliśmy i pokazaliśmy w Muzeum Historycznym miasta Krakowa, w oddziale zwanym Fabryka Emalia Oskara Schindlera.

Najważniejsze jednak zadanie Archiwum UJ to prowadzenie badań dziejów uczelni.

Przeczytałem kiedyś – to była wypowiedź znanego historyka kultury ze Lwowa, Stanisława Łempickiego – że nasz Uniwersytet jest powierzchowny w zainteresowaniach swą przeszłością, że zajmuje się nią tylko przy okazji rocznic, czyli pospiesznie i niesystematycznie. Pomyślałem, że dobrze byłoby założyć zatem oddział Archiwum badający kompleksowo i systematycznie dzieje uczelni. Ten pomysł spotkał się z przychylnością rektora Karola Musioła. Mimo że to fizyk, „ścisłowiec", okazał wielkie zrozumienie dla refleksji humanistycznej, dla historii. Teraz pracownia zajmuje się wydaniem nowych edycji statutów uniwersyteckich i sądów rektorskich. Zebraliśmy też i przygotowaliśmy do wydania rozproszone studia dwóch wybitnych uczonych zajmujących się tą problematyką: Marii Kowalczyk i Zofii Włodek. Troje badaczy zatrudnionych w Oddziale przygotowuje własne rozprawy. Serię, która obejmuje wszystkie te publikacje, nazwaliśmy „Historia et Monumenta Universitatis Jagellonicae".

Wsparł Pan także projekt związany z danymi biograficznymi naszych pracowników i studentów.

Tak, kiedy zostałem dyrektorem Archiwum, projekt ten był już w trakcie realizacji, ale wymagał bardzo dużego nakładu finansowego. Udało mi się uzyskać spory grant ministerialny i przy wykorzystaniu zebranego już wcześniej materiału publikujemy kolejne tomy „Corpus studiosorum et academicorum Universitatis Iagellonicae". Ta seria obejmie dane biograficzne tysięcy studentów i pracowników, a to znaczy, że powstaje największa w Polsce, ogólnonarodowa baza danych o ludziach intelektu, o inteligencji polskiej XIX i XX wieku. Może być przydatna do tylu różnych celów naukowych, że trzeba ją nazwać super-źródłem dla wszystkich gatunków refleksji humanistycznej.

Reasumując, działalność Pana Profesora w Archiwum UJ to nowe inicjatywy i liczne sukcesy. Skąd więc decyzja o starcie w konkursie na dyrektora Muzeum UJ?

Przyznaję, że byłem namawiany, ale nie chcę zdradzić przez kogo (śmiech). Gdy konkurs został rozpisany, złożyłem swoją aplikację, miałem poważną kontrkandydatkę o uznanym dorobku naukowym. Komisja konkursowa pozytywnie zaopiniowała moją osobę i tuż przed Bożym Narodzeniem zostałem namaszczony przez Senat Uniwersytetu Jagiellońskiego z wyznaczeniem daty przejęcia obowiązków dyrektorskich na dzień 2 stycznia 2012 roku. I tak od pierwszego poniedziałku nowego roku powoli wchodzę w nową rolę.

Jakie znaczenie dla Pana Profesora ma Collegium Maius?

Dla każdego, kto pracuje lub studiuje na Uniwersytecie, to powinno być miejsce bliskie i szczególne. Jest to kolebka Uniwersytetu. Wiemy, że jego pierwsza fundacja, kazimierzowska, nie udała się i nawet nie wiadomo, gdzie mieściła się jej siedziba. Natomiast budynek Collegium Maius, kupiony z powodu Jagiełłowej fundacji w 1400 roku, od tamtego czasu nieprzerwanie jest sercem Uniwersytetu. Gdy zaś chodzi o zbiory Muzeum, wielkie wrażenie zawsze na mnie robiła rzeźba Kazimierza Wielkiego. Dla każdego mediewisty polskiego to postać wyjątkowa, a dla mnie tym bardziej, bo łączy się z Ormianami. Pierwsze przywileje dla nich wystawił w Polsce właśnie ten król. Lokując miasto Lwów w 1356 roku przyznał Ormianom przywilej sądzenia się własnym prawem, a potem w 1367 roku zatwierdził na urzędzie pierwszego znanego historycznie biskupa ormiańskiego dla tego miasta. W osobie tego króla splotły się więc moje różne naukowe działania.

Jakie ma Pan Profesor plany wobec Muzeum UJ?

Oczywiście wiadomo, że nie mam łatwego zadania.  Po tak wielkich poprzednikach trzeba się mocno starać. Kreatywny twórca tej instytucji w tym budynku, profesor Karol Estreicher junior, to postać wręcz legendarna. Jego duch wciąż tutaj z nami jest, a według niektórych – straszy. Długo by wyliczać zasługi profesora Stanisława Waltosia, który wprowadził stabilizację i jednocześnie zmodernizował infrastrukturę muzealną. To on rozwinął działalność muzeum, zwłaszcza wystawienniczą, doprowadził do odnowienia całej bryły budynku, odtworzył Ogród Profesorski, rozpoczął wielki remont adaptacyjny strychów. Każdy zakątek Collegium Maius zawiera eksponaty, z których jeszcze wiele nie doczekało się należytej uwagi. Może uda się z nich zaaranżować stałe bądź czasowe ekspozycje. Z pewnością pomogą nam przy tym eksperci z zakresu historii sztuki i muzealnictwa, a tych w Krakowie i na naszym uniwersytecie nie brakuje. Chciałbym, aby Muzeum UJ było w większym stopniu muzeum ilustrującym osiągnięcia i dzieje samego Uniwersytetu, a więc muzeum nauki i ludzi nauki w pierwszym rzędzie. Istnieje poza tym wiele projektów zapoczątkowanych, więc niewątpliwie muszę je dokończyć. Na pewno należy do nich adaptacja drugiej części strychu.

A co Pan Profesor sądzi o wykorzystaniu technik multimedialnych w Collegium Maius?

Multimedia muszą w jeszcze w większym stopniu wejść do muzeum, a muzeum musi wejść do przestrzeni internetowej. Chciałbym, aby odwiedzali nas w sposób wirtualny użytkownicy tej globalnej sieci informacyjnej, bo tylko w ten sposób można udowodnić swoje istnienie i znaczenie, wypromować wizerunek najstarszej polskiej uczelni, pozyskać studentów, sprostać konkurencji. Historia może być przepustką do przyszłości, to jest jej podstawowa wartość, jeden z ważniejszych powodów dla których to muzeum istnieje. W każdym razie, epoka indywidualizmu w kierowaniu muzeum w stylu estreicherowskim to przeszłość. Dziś potrzebna jest mądra współpraca całej wspólnoty uniwersyteckiej i silne poparcie jej przywódców dla tego miejsca, które pozostanie wizytówką uczelni, jej oknem w przeszłość i w przyszłość. Ciągle rodzą się nowe koncepcje tego, co można tu jeszcze zrobić. Co z nich uda się zrealizować, zobaczymy…

Rozmawiała Kinga Mieszaniec-Nowak

Data opublikowania: 15.01.2012
Osoba publikująca: Kinga Mieszaniec

Widok zawartości stron Widok zawartości stron